gru 05 2002

W koncu...


Komentarze: 5

W koncu zadalem sobie chyba najwazniejsze pytanie. Pytanie, ktore wiele ludzi odgania od siebie niczym natretna muche. Pytanie, ktore sam traktowalem jak niezly pretekst do rozpoczecia jesienej deprechy czy tez innych przemyslen. Pytanie, ktore kazdy czlowiek powinien sobie postawic jak najszybciej by moc na nie rownie szybko odpowiedziec. W koncu... W mej glowie zrodzila sie mysl, ktora nijak nie chce odejsc jak dawniej, nie chce zaginac w mroku codziennych trosk i problemow, uniesien i radosci. Mysl, ktora jest przy mnie teraz, zwlaszcza teraz. Rozbrzmiewa w mojej glowie zagluszajac wszystko inne. Dudni... Chce sie wydostac, chce poznac odpowiedz na pytanie... Kim jestem?
Mysl, ktora jest teraz przy mnie, zwlaszcza teraz... Tak. Wydarzenia ostatnich dni, ktore tutaj sa naprawde nie istotne, zmusily mnie do tego aby sie zastanowic nad soba. Zastanowic sie nad tym jaka mam dla siebie wartosc... Jaki jestem? Mysl goni mysl... Wzystkie pedza w tym samym kierunku, chca sie wydostac... Dokad ide?
Ktos sobie moze pomyslec, ze mam dola, ze wszystko to jest jedna wielka farsa, hipokryzja majaca na celu zamaskowac... no co? Wlasnie, co? Nawet nie wiem bo nie moge myslec nad niczym innych jak nad wyzej postawionymi pytaniami...
Kim jestem? Jaki jestem? Nic prostszego. Mlody chlopak, ponoc zdolny, umiejacy sie zachowac ( akurat... ), mily itp., itd. No tak. Tylko zastanawiam sie po co mi to wiedziec, skoro to jest zdanie innych. Nie wiem dlaczego ale nie interesuje mnie w tej chwili co o mnie mysla inni. Nie chce wiedziec. Jedyne co che wiedziec to, to co ja mysle sam o sobie. Tylko, ze tu znajduja sie pierwsze, na pewno nie ostatnie, strome schody... Czlowiek ma sklonnosc do ubarwiania, dodawania czegos, klamania. Oklamywania samego siebie. Wiem, ze sam oklamywalem sie wiele razy. Czasem mowilem sobie, ze bedzie dobrze choc sam wiedzialem, ze tak nie ma prawa byc. Czasem mowilem sobie, ze czarne jest biale, ze nie istnieje cos takiego jak przyszlosc i przeszlosc... Bylem... Jestem oszustem. Nie, nie dla kogos... Dla siebie. Dlaczego wiele osob widzi mnie w samych superlatywach? Ludzie!!! Ja taki nie jestem!!! To jedna wielka maska majaca na celu zaslonic prawdziwego mnie. Zmieszanego, zagubionego, niesmialego, kazde niepowodzenie zamieniajacego w zart czlowieczka, starajacego sie pomagac innym, niepotrafiac pomoc samemu sobie. Najgorsze jest to, ze ta wielka maska dziala na mnie samego. Mowie sobie, ze wszystko jest w porzadku skoro... Wyobrazam sobie spadajacy samolot. Zero mozliwosci na przezycie. Ja i setka innych pasazerow. Dziwnym trafem mam w zasiegu interkom, moge cos powiedzec wszystkim na te kilka sekund przed smiercia... "Nie martwcie sie... Wszystko bedzie w porzadku..." Moze i sie zameczam, sam klade sobie klody pod nogi... moze. Znowu to zrobilem... Oszust. Zastanawia mnie juz samo to, ze nie obchodzi mnie to co mysla inni. Nie chce wiedziec. Nie interesuje mnie to, ze moge okazac sie pomocny, towarzyski itp. ... wali mnie to. Interesuje mnie tylko ja... korzysci z tego. Moje... Wlasne... Egoista. Kolejna fala mysli. Poznaje bledne kolo. Skoro taki ze mnie psychiczny klamca to wszystko co wyzej napisalem nie ma najmniejszego znaczenia, wszystko jest wyssane z palca. Tak... tylko zastanawiam sie czy dla dodania sobie otuchy znowu tego nie zrobilem... Oszust. Tak. Dotarlem do konkretnych wnioskow. Psychicznie jestem egoistycznym oszustem. Nic na to nie poradze, taki juz jestem i sie raczej nie zmienie. Ciekaw jestem czy sam dla siebie mam jakies pozytywne strony... Jakis dobry aspekt mojego charakteru. Po glowie chodzi mi tylko jedno... Chcialbym dac komus cieplo, oparcie, ostoje... tylko. Wlasnie, jest jedno tylko czy taz 'ale'. Jak zwal tak zwal. Skoro, przewaznie, nie obchodzi mnie co mysla o mnie inni to dlaczego mialoby obchodzic mnie to, ze ktos widzi we mnie... nie wiem jak to nazwac, a moze nie chce tego nazywac... nie wiem. Cholera... Dokad mnie takie rozumowanie zaprowadzi? Tak. Dokąd ide? Nie wiem. Wale w ciemno, po omacku. Nie wiem na co trafie. Co kolwiek by to nie bylo, albo mnie zniszczy, albo radykalnie zmieni...
Jaki ja mam metlik w glowie... przegryzajac samego siebie stwierdzam, ze ja to naprawde taki zmieszany, zagubiony, niesmialy, kazde niepowodzenie zamieniajacy w zart czlowieczek, starajacey sie pomagac innym, niepotrafiac pomoc samemu sobie.


Wygarnalem sobie, czuje sie dobrze...
... i wcale nie potrzebuje pomocy... Oszust.

josh : :
09 grudnia 2002, 10:42
kazdy sie jakos broni przed tym zeby go nie bolalo.... nawet wszystkimi mozliwymi myslami......
08 grudnia 2002, 00:04
wiesz co josh ja juz wcale nie uwazam ze jestes taki idealny...prawde mowiac nigdy tak nie uwazalam...obrazisz sie albo nie... nie mysl ze jestes przez to pokrzywdzony
nie tyko ty udajesz
nie tylko ty nadrabiasz mina
nie tylko ty sie zastanawiasz nad samym soba
i nie ty masz najwieksze problemy na swiecie
sa obok ciebie inni ludzie
ktorzy tez to robia zawsze
codziennie
przez 24 godziny na dobe
bo nie moga inaczej
bo inaczej nie umieja
i sa tacy ktorzy to widza
widza prawde
idza falsz
ja widze
bo chce widziec
06 grudnia 2002, 18:22
ludzie lubia o sobie myslec, ze sa zli.jak sa zli, to twardzi i nieczuli. a nic tak nie rani, jak miekkosc i czulosc. taki pancerz. ja mysle o sobie, ze jestem zla. cyniczna. zimna. tak dlugo myslalam, ze w koncu taka sie stalam. czasami tylko, jak gapie sie podczas bezsennej nocy w sufit, to sobie uzmyslawiam, ze tak do konca nie jest. i nie zadaje sobie pytani dokad ide, bo to by mi od razu pokazalo bezsensownosc tego, co robie, tego, co inni, z boku, nazywaja zyciem. wole byc w chwili, zapomniec o istnienu przyszlosci i przeszlosci. jutro i tak nic nie przyniesie, wiem to na pewno. ja znalazalam siebie. pogodzilam sie z nia. i pogodzilam sie z tym, ze niektorzy nei widza mnei tak, jakbym tego chciala. pa
2leweręce
06 grudnia 2002, 08:10
a szkoda, bo już byłam gotowa wysmażyć taki fajny, pocieszający tekst (fajny nie znaczy skuteczny, nie znaczy też - szczery, ani - dający sie czytać bez zniesmaczenia, fajny..... w moim wydaniu nie znaczy chyba nawet tego, co znaczyć powinno... może lepiej, że nie napisałam tego tekstu)
S.
05 grudnia 2002, 14:29
Osmiele sie napisac co uslyszane w Muzie, pod wplywem fragmentu wrocilo nagle olsniewajac... "Uaktorzyc sie na cale zycie To zadanie nie dla mnie Maski zbyt mocno wrastaja w skore A koturny w scene..."

Dodaj komentarz